Niniejszy wpis na blogu tradycyjnie nie jest skierowany do użytkowników zaawansowanych, geeków czy maniaków technologii, gdyż ci doskonale zdają sobie sprawę z profitów, jakie niesie z sobą przesiadka na dysk półprzewodnikowy. Ci mniej zaawansowani jednak będą mieli spory problem z pewną podstawową kwestią: z poruszaną przeze mnie już kilkakrotnie “magią cyferek” i “magią gigabajtów”. O co chodzi?
Dyski półprzewodnikowe są średnio kilku/kilkunastokrotnie szybsze niż tradycyjne nośniki magnetyczne. Problem w tym, że są od nich także dużo droższe, toteż najbardziej popularnym aktualnie rozwiązaniem w komputerach stacjonarnych jest dysk SSD wielkości 120-256GB pod system, oraz tradycyjny dysk magnetyczny jako magazyn danych. I tutaj pojawia się właśnie problem magii cyferek: typowy użytkownik, przeciętnie znający się na sprzęcie komputerowym, może mieć naprawdę duży problem ze zrozumieniem, że “mniej gigabajtów nie oznacza gorszego dysku”.
W dużych sieciach marketów sprzedających elektronikę, w reklamach radiowych, na bilbordach - wszędzie tam atakowani jesteśmy reklamami sprzętu komputerowego, gdzie największą siłę nacisku kładzie się na ilość tych magicznych gigabajtów czegokolwiek: pamięci RAM, dysku, pamięci graficznej. To, o czym musimy jednak pamiętać to to, że duży dysk, to niekoniecznie szybki dysk.
Jeśli jesteś posiadaczem komputera z tradycyjnym dyskiem magnetycznym, i nie są Ci obce takie problemy jak: wolny rozruch systemu, długi czas kopiowania plików czy długi czas odpalania się programów - przesiadka na SSD rozwiąże praktycznie wszystkie te dolegliwości.
Co takiego sprawia, że SSD są tak szybkie? Oczywiście, sama ich konstrukcja i zupełnie inna technologia wykorzystana przy ich produkcji, niż w przypadku HDD.
Podstawowa różnica to to, że tradycyjny dysk składa się z talerza (lub talerzy) wykonanego ze specjalnego stopu aluminium, pokrytego bardzo cienką warstwą materiału magnetycznego, na którym zapisywane są Twoje dane. Za zapis oraz odczyt w tym przypadku odpowiadają głowice. Oczywiście, by dysk działał poprawnie, talerze muszą kręcić się z bardzo dużą prędkością (najczęściej 5400 lub 7200 obrotów na minutę). W przypadku SSD - nie uświadczymy żadnych ruchomych elementów, co oczywiście daje im nieporównywalnie większą odporność na wszelakie uszkodzenia mechaniczne, wynikające ze wstrząsów, czy drgań. Za zapis i odczyt odpowiada kontroler, zaś sam ten proces zachodzi na komórkach w kościach NAND (wyobraź sobie, że to taki duży, szybki pendrive).
Taki typ zapisu danych nie dość, że w praktycznym działaniu jest o niebo szybszy od tradycyjnego, magnetycznego zapisu, to gwarantuje też praktycznie natychmiastowy czas dostępu do Twoich danych. Pamiętasz, ile razy czekałeś, aż komputer raczy pokazać Ci listę plików w folderze? Z SSD ten problem znika.
Do niedawna dość dużym problemem był fakt, iż nośniki SSD nie grzeszyły bezawaryjnością. Pierwsze ich serie, szczególnie te posiadające kontroler Sand Force, padały jak muchy i wywoływały dość sporo problemów, gdyż ich komórki pamięci (w nich następuje zapis) stosunkowo szybko się zużywały. Technologia SSD jednak poszła daleko do przodu, i dzisiejsze dyski półprzewodnikowe wcale nie są bardziej awaryjne od dysków magnetycznych. Portal Techreport.com przeprowadził testy, z których jasno wynika, że nawet celowy zapis wieluset terabajtów poza teoretyczny limit nowoczesnego nośnika SSD nie oznacza jego unicestwienia.1
Jedyny argument wyraźnie będący na niekorzyść SSD-ków, to ich cena.
128GB nośnik SSD dobrej serii kupimy w cenie... 1TB dysku HDD. Różnica jest spora. Pamiętajmy jednak, że SSD dosłownie masakrują prędkością dyski magnetyczne.
Pierwszą różnicą, jaką zauważymy przy przejściu na SSD to momentalnie włączający się system. Z własnych obserwacji mogę powiedzieć, że w przypadku SSD średni czas od włączenia komputera do zobaczenia pulpitu naszego systemu to dosłownie kilkanaście sekund. Kolejną rzeczą, jaka rzuci się nam w oczy, jest to, że praktycznie każdy program uruchomi się dosłownie w momencie, w którym klikniemy na ikonkę. Lub sekundę później.
No dobrze, wszystko pięknie, gdy mowa o komputerach stacjonarnych, bo tam obok SSD możemy bez problemu zmieścić jeszcze nawet kilka innych nośników. Co jednak z laptopami?
Otóż większość nowych laptopów wyposażona jest w interfejs mSATA, pod który to dysk SSD wygląda właśnie tak:
źródło: storagereview.com
... czyli, w skrócie - jest miniaturowy i z powodzeniem może działać obok normalnego dysku twardego. Jeśli laptop nie ma wspomnianego interfejsu, zawsze możemy użyć specjalnej kieszeni na dysk, montowanej w miejscu napędu DVD. Moim jednak zdaniem całkowite pozbycie się tradycyjnego dysku magnetycznego z laptopa jest wyjściem dużo lepszym. Po pierwsze - dyski SSD potrzebują mniej energii do działania, toteż zwiększamy czas działania urządzenia na baterii.
Po drugie, wyrzucając z laptopa dysk HDD, o wiele bardziej zwiększamy odporność naszego komputera na wstrząsy i upadki, gdyż pozbawiamy go elementu najbardziej wrażliwego na takie czynniki. Za magazyn dużych ilości danych z powodzeniem może posłużyć nam w tym wypadku dysk przenośny, który możemy stworzyć sami - wyjmując z laptopa dysk HDD i umieszczając go w specjalnej obudowie z interfejsem USB, która kosztuje bardzo niewiele.
Podsumujmy zatem co zyskujemy, gdy postanowimy wyposażyć nasz komputer w dysk typu SSD:
- dużo szybszy rozruch systemu
- dużo większa responsywność systemu i płynność działania
- duży szybszy czas uruchamiania programów
- odporność na wstrząsy (laptop)
- dłuższy czas pracy na baterii (laptop)
- bezgłośna praca (laptop)
- zmniejszenie wagi (laptop)
- dużo większa prędkość odczytu i zapisu danych
- dużo szybszy czas dostępu do danych
Dla niektórych argumentem przeciwko dyskom SSD jest to, że “taki dysk nic nie da wnosi do wydajności, a szczególnie nie do gier”. To akurat fakt - poza szybszym wczytywaniem map, z pewnością nie uzyskamy w grach żadnych plusów wynikających z zastosowania tego typu nośników. Osobiście jednak sądzę, że ten argument jest bardzo mało znaczący. W moim przekonaniu na komputerze przecież nie tylko gramy, a jeśli tak - to jest to dość smutne i w tym przypadku być może mądrzejszy będzie ukłon w stronę konsol.
Biorąc pod uwagę fakt ilość uszkodzonych dysków twardych w komputerach przenośnych jakie trafiają do naszego serwisu (a jest tego naprawdę sporo), ośmielę się stwierdzić, że tradycyjne dyski magnetyczne mogą, a nawet powinny w ciągu kilku najbliższych lat całkowicie zniknąć z tego typu urządzeń. Ich jedyną zaletą to dość duża pojemność za przystępną cenę. Cała reszta to lawina wad: hałas (choć nie zawsze), wyższe zużycie energii, bardzo duża podatność na wstrząsy, wysoka awaryjność oraz tragiczna w porównaniu do SSD wydajność.
Jeśli już przekonałem Cię do przesiadki na taki dysk, staniesz pewnie przed wyborem właściwego dla siebie modelu.
Warto więc dodać, że nawet wybierając najtańszy z możliwych SSD, zauważysz ogromny skok wydajności. Jednak zawsze za określoną kwotę można mieć lepszy, lub gorszy produkt.
Szczerze odradzamy dyski Kingston V300, gdyż producent ten w przypadku tego modelu oszukuje klientów: nowe egzemplarze V300 są dużo gorsze, niż te produkowane w momencie premiery.
Jego bezpośrednim konkurentem cenowym jest Crucial BX100 oraz Transcend 370, które z czystym sumieniem możemy polecić. Warto również zwrócić uwagę na całkiem niezłe dyski polskiej firmy GoodRam - model C100. Trochę wyższa półka należy bezsprzecznie do Samsunga 850 Evo (bardzo popularnego i dobrego nośnika), oraz Plextora M6 Pro, które także polecamy.
Pamiętaj tylko, że jeśli raz usiądziesz do komputera z dyskiem SSD, powrót do dysku magnetycznego może okazać się straszliwą męką i frustracją.
Warto także poruszyć jeszcze jedną, ostatnią kwestię. Mianowicie - jeśli kupujesz nowego laptopa i stajesz przed dylematem: czy kupić model z wydajniejszą kartą graficzną (bądź jakąkolwiek inną niż zintegrowana), kosztem SSD - a nie masz zamiaru grać w nowe gry - nawet się nie zastanawiaj. SSD w tym przypadku to oczywisty wybór.