Przegrzewający się nootebok.
Dlaczego szczególnie laptopa? Odpowiedź jest bardzo prosta: z technicznego punktu widzenia laptop to najzwyczajniej bardzo „upchany” w swej obudowie najnormalniejszy komputer, zaś twórcy tych urządzeń zawsze muszą iść na pewien kompromis między wydajnością, a rozmiarami urządzenia. Upraszczając sprawę dla laika: im wydajniejszy procesor, czy karta graficzna (a wydajność wiążę się w dużym stopniu z częstotliwością pracy danego układu, mierzoną w megahercach i gigahercach) tym lepszego odprowadzenia ciepła potrzebuje.
Większość – i to znaczna większość – laptopów na rynku konsumenckim posiada dość mało wydajne systemy odprowadzania ciepła, których skuteczność uzależniona jest od czystości tegoż systemu. W skrócie: im więcej kłębków kurzu w systemie odprowadzania ciepła naszego laptopa, tym mniej ciepła odprowadzanego jest na zewnątrz urządzenia. Ważnym aspektem poprawnej pracy omawianego układu jest – o czym wie jeszcze mniejsza część użytkowników – pasta termoprzewodząca.
Jest to po prostu pewien rodzaj „mazi”, który ma za zadanie wypełnić pewną, minimalną lukę, między radiatorem czy tzw. „heatpipem” (czyli elementem stykającym się z nagrzewającym się układem i bezpośrednio odprowadzającym z niego ciepło w okolice wentylatora). „Maź” owa najczęściej składa się z mieszaniny olejów mineralnych, sproszkowanej porcelany lub drobinek aluminium, które doskonale przewodzą ciepło (w laptopach nie stosujemy past opartych na aluminium, gdyż przewodzą one prąd, a procesory w laptopach nie są przed tym dobrze zabezpieczone – inaczej jest w komputerach stacjonarnych).
Pasta ta z biegiem czasu traci swoje właściwości do tego stopnia, iż praktycznie przestaje spełniać swoją rolę, lub działa dokładnie odwrotnie, niż powinna – z oleisto-kremowej konsystencji, zmienia się w twardy kawałek „betonu”, który blokuje jakiekolwiek odprowadzanie ciepła z pokrywanego układu. Dodatkowo – producenci laptopów umyślnie stosują często najtańsze, najmniej wydajne pasty silikonowe, dodatkowo bardzo niedbale aplikując je na dany układ. Z czego wynika takie postępowanie? Zainteresowanych tematem odsyłamy do przestudiowania zagadnienia „Spisku Żarówkowego”:
Śmiało można powiedzieć, że lwia część laptopów trafiających do nas na serwis, cierpi właśnie na „choroby” związane bezpośrednio z zanieczyszczonym układem chłodzenia. Jak najczęściej powstają takie zanieczyszczenia? Bardzo prosto: podczas użytkowania laptopa na powierzchniach typu: koce, kołdry, poduszki, dywany (w szczególności gdy mamy w domu zwierzę gubiące sierść), bądź w pomieszczeniach wysoce zakurzonych.
Niestety, duża część sprzętu trafia w nasze ręce już w stanie krytycznym – co to znaczy, o tym za chwilę. Pierwsze objawy zakurzonego układu chłodzenia w laptopie objawiać się będzie zauważalnym zmniejszeniem jego wydajności, spowodowanym zaniżonym taktowaniem procesora, bądź karty graficznej – przegrzewający się układ automatycznie zaniżać będzie swoje taktowanie – a więc będzie pracować z niższą prędkością, co diametralnie zmienia komfort użytkowania sprzętu. Już w tym momencie nasz laptop wysyła nam wiadomość, że ktoś znający się na rzeczy powinien się nim zająć!
Kolejne stadium jest jeszcze bardziej denerwujące, ale jeszcze nie krytyczne: przegrzewający się komputer będzie się sam wyłączał podczas pracy. Jest to ostatni moment na reakcję, zanim zacznie się
stadium trzecie...
… w którym sprzęt po prostu czeka wymiana – uszkodzonego już od przegrzania – układu. I to w najlepszym wypadku. Najczęściej jako pierwsza „padnie” w laptopie karta graficzna, która jest – prawie już zawsze – elementem na stałe przytwierdzonym do płyty głównej. W takim wypadku konieczna jest wymiana płyty, bądź tzw. „reballing” - czyli ponowne (i bardzo kosztowne) wlutowanie wolnego od uszkodzenia układu.
W najgorszym wypadku, w „umierająca” płyta główna, źle sterując pozostałymi elementami komputera, może doprowadzić także do uszkodzenia twardego dysku – a z nim zabierze do grobu wszystkie nasze cenne dane, które nie zawsze da się odzyskać, a jeśli już – to jest to usługa taka jest wyjątkowo droga.
Dlatego pamiętajmy, że – nawet zimą – dla naszego laptopa, chłodek to samo dobro, a wełniane swetry, szaliki i koce, oraz koty i psy w zimowej konfiguracji sierściowej to najgorszy wróg, a stare prawdy filozofów sprawdzają się czasem nawet w odniesieniu do elektroniki: Morbum evitare quam curare facilius est (lepiej zapobiegać, niż leczyć) ; ))