Mimo tego, że zajmuję się opieką nad szkolnym sprzętem komputerowym, nie jestem nauczycielem, ani nie zajmuję żadnego stanowiska, które mogłoby mi pozwolić na bezpośrednią obserwację lekcji informatyki w szkole. Kiedy zajmuję się szkolnym sprzętem, to zawsze dawno po lekcjach, lub w wakacje. Mimo tego – składając w całość swoje obserwacje – mogę śmiało stwierdzić, że w większości publicznych, polskich szkół, poziom nauczania informatyki sięga absolutnego dna. Do tego stopnia, że równie dobrze, tych lekcji w ogóle mogłoby nie być – gdyż przynoszą więcej szkody, niż pożytku. Oczywiście, tak radykalne i skrajnie postawione zdanie wymaga wyjaśnienia – które padnie.
Wróćmy jednak do tego, co pozwala mi wydać jakikolwiek globalny osąd o stanie nauczania informatyki w polskiej szkole – czyli, oczywiście, własne obserwacje. Na forach internetowych i portalach społecznościowych da się zauważyć nie jednostki, ale całe rzesze młodych ludzi (12-16 la), którzy proszą o pomoc często w najbardziej wręcz banalnych, podstawowych „problemach” związanych z obsługą systemu Windows – a przecież to w ten system wyposażone są praktycznie wszystkie publiczne placówki szkolne.
Czasem są to na tyle trywialne problemy („ile mam RAM w komputerze?”, „jak zmienić kolor okien w systemie?”) , że nawet niekonkretnie i dość ogólnie sformułowane zapytanie do wujka Google da odpowiedź już w pierwszym wyniku, pierwszej strony wyszukiwania. I – powtarzam – nie są to jednostkowe przypadki. Pojedyncze jednostki stanowią właśnie zupełnie inną grupę – czyli tych bardziej „ogarniających”, którzy – jak na ironię – najczęściej są młodymi samoukami, na własną rękę zgłębiającymi temat... O czym to świadczy? Zarówno o tym, że szkoła nie tylko nie jest w stanie nauczyć bazowych podstaw obsługi komputera, ale nie uczy także, w jaki sposób samemu uzyskać odpowiedź... Ludzie, którym powierzamy edukację młodego pokolenia, nie tylko nie uczą, ale także nie uczą jak się uczyć!
Z pewnością zaraz znajdzie się ktoś, kto stwierdzi, że szkoła „nie jest od tego”, albo „jak ktoś chce znać się dobrze na informatyce, niech idzie do technikum o takim profilu”. Być może w tym miejscu będę zbyt wulgarny, ale ludziom którzy tak sądzą, zalecam solidnego baranka o ścianę... Znajomość podstaw (a nawet więcej niż podstaw) informatyki to dzisiaj więcej niż konieczność – to absolutny warunek możliwości pełnego egzystowania w dzisiejszym świecie. Oczywiście, że w szkole nie da się wykształcić specjalistów IT – i nikt tego nie wymaga. Tematyka informatyki jest zbyt rozległa, by w wymiarze godzin lekcyjnych choćby pobieżnie „przejechać” po takim zakresie wiedzy. W dodatku świat wirtualny zbyt pędzi, czasem w kompletnie nieprzewidywalnych kierunkach. Kto 15 lat temu spodziewał takiej potęgi czegoś takiego jak Facebook? Nikt, gdyż wtedy po prostu by go wymyślił przed Zuckerbergiem...
Skoro jednak szkoła nie potrafi przygotować ucznia do korzystania ze zdobyczy technologicznych – powinna chociaż zapewnić to minimum, w którym uczeń samemu potrafi odpowiednią wiedzę znaleźć. Szkoła jednak nie uczy nawet takiej podstawy, jak umiejętne szukanie fraz w Google. Moim zdaniem to absolutna porażka.
Czemu jednak jestem zdania, że lekcji informatyki – jeśli są na tak niskim poziomie – mogłoby nie być? Przeciętny uczeń gimnazjum – nie oszukujmy się – jest „zaprawionym w boju” użytkownikiem smartphoneów. Najczęściej także posiada on w domu na własny użytek całkiem wydajny komputer (śmiem twierdzić, iż częściej tak jest, niż nie jest). Gdy taki uczeń patrzy na szkolną pracownię informatyczną, która składa się z komputerów fundowanych przez Unię Europejską około roku 2004-go (a najczęściej, choć nie zawsze, tak jest) – w jego oczach szkoła staje się instytucją zacofaną technologicznie, wręcz nie pasującą do dzisiejszych realiów, czy wręcz śmieszną!
Czy to prawidłowy obraz tej instytucji w oczach ucznia? Skazując młode pokolenie na „naukę informatyki” na Windowsie XP i podstawach HTML pisanych w notatniku (gdy od dawna istnieją „klikane” generatory stron WWW, które często radzą sobie całkiem nieźle, szczególnie, gdy jako punkt odniesienia przyjmiemy notatnik) – bardziej krzywdzimy, niż pomagamy – gdyż marnujemy jego czas.
Dlaczego w ogóle – w czasie, w którym prawie każdy z nas ma w kieszeni przenośny komputer (tak, Twój telefon!) - szkoła wciąż ogranicza „naukę” informatyki do podstaw korzystania z PC?
Dlaczego praktycznie w ogóle pomijane są takie urządzenia jak smartphony, tablety, kamery cyfrowe? Dlaczego zamiast nauki zmiany koloru tekstu w HTML na czerwono, czy przygotowywania prezentacji w Power Point, szkoła nie próbuje uczyć podstaw obróbki dźwięku i video? Z pewnością są wyjątki, ale dotąd nie spotkałem się, by ktoś na lekcji informatyki uczył się jak przygotować – od strony video i audio - i zamieścić krótki materiał filmowy na YouTube. Pamiętam też, że w czasach, gdy w Internecie zaczynały raczkować blogi, wiedzieliśmy o ich prowadzeniu więcej niż nasz nauczyciel informatyki. Co prawdopodobnie nie zmieniło się do dzisiaj – a na pewno nie w skali globalnej.
Czemu szkoła, zamiast uczyć takich „kopalnych” tematów jak język Pascal, nie prowadzi zajęć o bezpieczeństwie w kontekście portali społecznościowych i Internetu ogólnie?
Prawdopodobnie dlatego, że sami nauczyciele – często – poza podstawami pakietu MS Office i HTML niewiele potrafią... Smutna, gorzka prawda. Uczniami w szkołach publicznych nie zajmują się profesjonaliści IT, będący na bieżąco z nowinkami technologicznymi, tylko źle opłacani „belfrowie”, po krótkim kursie informatycznym, który – o ironio – także nie był prowadzony przez szczególnie kompetentne osoby.
Dla tych, do których ten wyświechtany, powtarzony do zrzygania slogan, że „technologia to przyszłość”, wciąż nie jest oczywisty jak wschód słońca, polecam rozejrzeć się po własnym salonie, czy pogrzebać w kieszeni/plecaku/torebce. Inteligentny telewizor, iPad, smartphon, PC, laptop, drugi spartphon... Prawdopodobnie nie umiesz wykorzystać nawet 10% funkcji z większości tych urządzeń, które masz wokół siebie. Jeśli jesteś rodzicem: chcesz, aby Twoje dziecko skończyło jako technologiczny analfabeta? Jeśli jesteś tym „uczniem”: jak często próbujesz samemu kompensować te braki, które widzisz w szkolnej nauce jednego z najważniejszych przedmiotów, jakim jest informatyka?
Nie, nie namawiam Cię do tego, żebyś w tym momencie leciał do sklepu i kupował kamerę nagrywającą w rozdzielczości 4k przy 60FPS i starał się zostać kolejnym vlogerem, który sam produkuje swoje filmy od podstaw.
Już w samym tekście masz kilka odpowiedzi (tak, w formie pytań) na to, co mógłbyś zacząć „ogarniać” na własną rękę, a czego nie nauczą Cię w szkole. Jeśli wciąż nie umiesz, to może w końcu nastał czas, byś sam nauczył się skutecznie korzystać z największej bazy wiedzy ludzkości, przykrytej zdjęciami śmiesznych kotów i słabych selfie?