Laptop? Tak, ale tylko, gdy naprawdę go potrzebujesz!
Przykład: komputer stacjonarny oparty o czterordzeniowy procesor najnowszej generacji Intela (Haswell) i5 4460 i kartę graficzną AMD Radeon R9 280x złożymy już za ok. 3000zł.
Najtańszy laptop, który mógłby chociaż spróbować nawiązać walkę z takim „pecetem”, musi być wyposażony w mobilny, czterordzeniowy procesor i7 (przynajmniej i7-4710MQ) (wszystkie mobilne procesory i5 to jednostki dwu, nie czterordzeniowe) i kartę graficzną nie niższej klasy, niż GTX970m. Pamiętajmy, iż mobilne GPU są mniej wydajne, od ich „stacjonarnych” odpowiedników – z uwagi na oczywistą konieczność stosowania w laptopach mniej wydajnych systemów chłodzenia. Sytuacja ta i tak poprawiła się wraz z wprowadzeniem przez Nvidię architektury kart graficznych Maxwell (GTX9xx), która swą wyjątkową energooszczędnością (a co za tym idzie – niskimi temperaturami pracy) zbliżyła do siebie desktopowe i mobilne karty graficzne.
Dalej jednak GTX970m dzieli jeszcze dość spora różnica wydajnościowa z pełnoprawnym GTX970. Oponent – czyli nasz wspomniany komputer za 3000zł, z Radeonem R9 280X jest wciąż wydajniejszy – zachowując przy tym niższe temperatury pracy. Dlaczego temperatury są tak ważne? Gdy karta graficzna, bądź procesor przegrzewają się, następuje tak zwane zjawisko throttlingu (dosłownie: dławienia), w którym mechanizm zabezpieczający obniża taktowanie (co za tym idzie – także wydajność) wspomnianych podzespołów. Zjawisko throttlingu praktycznie nigdy nie występuje w nowym komputerze stacjonarnym, a jeśli występuje – wskazuje tym samym, że „coś poszło źle” (źle wentylowana obudowa lub wada fabryczna układu chłodzącego). W laptopach – nawet nowych – throttling to praktycznie... norma.
Za najtańszego laptopa z i7-4710MQ i GTX970m (w momencie pisania artykułu jest to MSI Dominator GT70) przyjdzie nam zapłacić... 5749zł.
Wiemy, że podstawową zaletą laptopów jest ich mobilność. W przypadku laptopów „dla graczy” słowo „mobilność” powinno być zamienione jednak na „możliwość przenoszenia” - gdyż ważącemu 3,5kg „klockowi”, o przekątnej ekranu 17,3 cala daleko do „mobilności”.
Gdy na ów fakt mobilności nie zwracać uwagi (wielu z nas bez zastanowienia kupuje laptopa, nigdy nie ruszając go później z biurka – to niezaprzeczalny fakt), laptop dla gracza zostaje absolutnie zdeklasowany przez sprzęt stacjonarny.
Dlatego też właśnie piszemy o tym, jak dobrać komponenty zgodnie z przeznaczeniem całego komputera, i dlaczego nigdy, ale to nigdy nie powinniśmy kupować gotowych zestawów komputerowych.
Określ się
Gdy tylko zaczynamy myśleć o kupnie komputera stacjonarnego, który – najprawdopodobniej – będzie bardzo istotnym elementem naszego – nazwijmy to - „wyposażenia multimedialnego” w domu, powinniśmy jasno określić, czy będzie to sprzęt:
- do pracy/nauki
- do gier
- do obu powyższych
Z czego należy podkreślić być może nie oczywistą dla każdego sprawę: wydajny komputer do gier wystarczy aż nadto do codziennej pracy z Wordem, Excellem, Photoshopem itd., oraz do przeglądania Internetu, oraz odtwarzania filmów wysokiej jakości. Jednak typowy „biurkowiec”, w którym raczej stawiać będziemy na dużą pojemność dysku, przeciętną wydajność i najniższy koszt, raczej nie sprawdzi się w płynnej rozgrywce w takie tytuły jak Battlefield 4, WatchDogs etc.
Zanim jednak zaczniemy sypać konkretnymi poradami – wytłumaczyć musimy się z tego, czemu nie polecamy zakupu PC'ta podczas sobotnich zakupów w markecie z elektroniką?
{loadposition fb-like-it}
Po pierwsze – wiemy z doświadczenia, że często trzeba płacić za markę i logo producenta.
Przykład? Średnia cena za gotowy zestaw komputerowy marki Lenovo, z procesorem Intel Pentium G2030, 4gb RAM, dyskiem 500gb, bardzo słabym zasilaczem 180W i zintegrowaną kartą graficzną Intel HD oraz systemem operacyjnym Windows 8.1 to ok. 1600zł.
Co możemy „poskładać” w takiej cenie, uwzględniając system operacyjny kosztujący ok. 340zł?
Za platformę opartą na APU firmy AMD (np. A6-6400K), o kilkukrotnie większej „mocy graficznej”, porządny zasilacz 400W firmy Corsair, dysk 500gb, oraz płytę główną (np. Gigabyte F2-A88X-D3H) pozwalającą na wszelką możliwą rozbudowę w przyszłości (dwa porty porty PCI-Express, port PCI i trzy porty PCI-E X1, cztery sloty na pamięć RAM), oraz posiadającą 4 porty USB w standardzie 3.0, zapłacimy ok. 1300zł.
Wliczając koszt systemu – koszt całego komputera to około 1400zł. Wydajnościowo taki komputer totalnie deklasuje „gotowca” od Lenovo, przy czym pozostaje w 100% podatny na wszelkie modyfikacje, oraz posiada bardzo duży zapas mocy, pozwalający w przyszłości dołożyć np. więcej pamięci RAM, czy wydajną kartę graficzną.
Kupno gotowego komputera ze znaczkiem znanej firmy, mija się z celem. Producenci gotowych zestawów „pakują” w nie płyty główne własnego autorstwa – tak więc w przypadku omawianego zestawu Lenovo (ale także i jakiegokolwiek innego producenta) nie mamy żadnej pewności, co do możliwości ewentualnej rozbudowy. Standardowe karty graficzne mogą tam po prostu nie pasować, a zasilacz o mocy 180W praktycznie eliminuje możliwość wszelkich „kombinacji” z komputerem – a „kombinowanie”, i rozbudowa PC'ta, zamiast kupna nowego sprzętu po dwóch latach, to przecież podstawowa jego zaleta!
Rozdysponuj dobrze fundusze
Przejdźmy zatem do omówienia jeszcze jednej, bardzo istotnej sprawy, przy komponowaniu zestawu komputerowego, jakim jest odpowiednie rozłożenie kwoty, jaką dysponujemy, na wszystkie jego elementy. O co dokładniej chodzi? O fakt, iż maksymalne oszczędzanie na jednym elemencie (przykładowo: na płycie głównej, czy zasilaczu) by móc więcej wydać na kartę graficzną, czy procesor, jest raczej błędem, niż mądrą strategią. Generalnie powinniśmy się trzymać zasady, iż nasz komputer jest tak „mocny” jak „mocny” jest jego najsłabszy element.
Przykład:
Kwota, jaką chcemy przeznaczyć na cztery bazowe elementy komputera: płytę główną, zasilacz oraz procesor to 1500zł. Jak możemy wydać te pieniądze z głową (A), lub dokonać nierozważnego zakupu (B)?
A): za kwotę 240zł kupujemy całkiem niezły zasilacz SilentiumPC Vero M1 600W z certyfikatem 80+ Bronze, płytę główną AsRock H97 Anniversary za 330zł. Zostaje nam ok. 1000zł na procesor – spokojnie możemy zakupić procesor i5 4690. Procesor ten, choć nie pozwoli nam na podkręcanie, jest bardzo wydajny i sprosta praktycznie każdemu zadaniu, jakie może postawić przed nim „domowy” użytkownik komputera.
B): Za kwotę 90zł kupujemy najtańszy zasilacz ATX 600W. Oszczędzamy też na płycie głównej i kupujemy Asrocka H81M-P33 za 170zł. Za „zaoszczędzoną” kwotę kupujemy procesor i5 4690k. Teoretycznie – wszystko do siebie pasuje. Gdzie tkwi haczyk?
Zasilacz jaki wybraliśmy, to raczej „wyrób zasilaczopodobny”. Istnieje wysokie ryzyko, iż pod wysokim obciążeniem ulegnie on awarii, być może zabierając ze sobą „do grobu” inne elementy komputera. Procesor, który wybraliśmy, także posiada końcówkę „k”, jednak płyta główna z chipsetem H81 nie pozwoli praktycznie na żadne kombinacje z odblokowanym mnożnikiem procesora. Dopłaciliśmy do funkcji, której po prawdzie nie jesteśmy w stanie wykorzystać. Zestaw, który składamy, nie będzie w najmniejszym stopniu zbalansowany, pod względem jakości podzespołów...
Niedocenione, a ważne elementy
Większość uczciwych i dobrych sprzedawców w sklepach komputerowych powinno znać ową zasadę równomiernej lokacji środków pieniężnych w poszczególne podzespoły.
Jakiś czas temu pisaliśmy o tym, jak ważnym elementem zestawu komputerowego jest zasilacz. Oczywiście, podtrzymujemy to. Zasilacz jest ostatnim elementem zestawu komputerowego, na jakim chcemy oszczędzać. Po pierwsze: to on „karmi” wszystkie pozostałe podzespoły energią elektryczną. Jego zadaniem jest zapewnić stabilną, bezawaryjną pracę komputera. Dodatkowo, pamiętajmy, że – być może – w przyszłości przyjdzie nam wymieniać dużą ilość, części w naszym blaszaku. Standard zasilaczy jest od lat praktycznie niezmienny – inwestując w dobry zasilacz mamy praktycznie pewność, że wraz z naszym dyskiem twardym i obudową, posłużą nam w przyszłości jako „baza” pod zupełnie nową platformę. „Prądożerność” komputerów od niedawna zaczyna gwałtownie spadać – nie musimy się więc martwić, czy nasza – dajmy na to - „sześćsetka” da sobie radę z zasileniem przyszłych generacji kart graficznych. Da radę – na pewno.
Elementem zestawu komputerowego, na który wielu nie zwraca uwagi, jest często obudowa. Wydawać by się mogło, że obudowa nie ma praktycznie żadnego wpływu na jakość naszego „blaszaka” - ma trzymać wszystko „w sobie” i tyle. Nie musi nawet dobrze wyglądać – jeśli nie zależy na tym użytkownikowi. Owszem, jest w tym trochę racji: „pchanie” zestawu za 1200zł w obudowę wartą połowę tej kwoty raczej mija się z celem. Logika ta jest trafna do pewnego stopnia. Co dać może nam dobra obudowa?
Przede wszystkim: przewiewność. Najtańsze obudowy to praktycznie „dusiciele” komputerów. Wydajna karta graficzna, pokroju Radeona R9 280X czy Geforce GTX970, umieszczona w obudowie bez dobrej wentylacji, może się nam „zadusić”. Po pierwsze – praktycznie nigdy nie osiągnie pełni swojej wydajności, gdyż karty graficzne po przekroczeniu pewnej granicy cieplnej (najczęściej ok. 85 C) zaniżają taktowanie rdzenia (chroni je to przed przegrzaniem – pamiętasz jeszcze co znaczy throttling?) – co w prostej linii powoduje zmniejszenie wydajności. W dalszej perspektywie, chroniczne przegrzewanie się zawsze prowadzi do zmniejszenia żywotności podzespołów komputerowych, doprowadzając do awarii. A tego chcemy uniknąć, prawda? Wrogiem komputera jest też kurz, który „obkleja dywanikiem” nasze wentylatory wewnątrz komputera, zmniejszając przepływ powietrza – w dłuższej zaś perspektywie nawet blokując wiatraki.
Skutek? Oczywiście, znów przegrzewanie...
Z pomocą przyjdą nam filtry przeciwkurzowe, w które powinna być wyposażona nasza obudowa. Pozostaje proste pytanie: ile kosztuje przewiewna, nowoczesna obudowa, z filtrami przeciwkurzowymi i kompletem wentylatorów? Niewiele więcej, niż najtańsze obudowy... Firma SilentiumPC wprowadziła na polski rynek świetne (podkreślmy to – naprawdę świetne), eleganckie obudowy, łączące w sobie niewielki koszt z rozwiązaniami spotykanymi dotąd jedynie w obudowach z górnej półki cenowej. Przykład: za tanią obudowę „firmy krzak”, zapłacimy jakieś 90-110zł. Bardzo dobra zaś „buda” SilentiumPC Gladius M30 kosztuje jedynie ok. 50zł więcej, oferując dwa wentylatory na froncie, demontowalny jednym ruchem ręki „top”, dwa kontrolery obrotów wiatraków, port USB 3.0 u góry obudowy, zatokę dysków 2,5 oraz 3,5 cala i filtry przeciwkurzowe praktycznie w każdym potrzebnym miejscu. Przy tak niskiej cenie, zakup czegokolwiek pozbawionego tych rozwiązań jest praktycznie bezsensowny.
Ma być szybko? No to SSD.
Warto także pomyśleć – jeśli pozwoli na to budżet – o zakupie dysku SSD. Od „zwykłego” dysku twardego, dysk SSD różni się nieporównywalnie większą prędkością zapisu i odczytu niewielkich plików, ale także i dużo wyższą ceną za 1GB dostępnego miejsca. Jednak obecność dysku SSD absolutnie nie wyklucza obecności w naszym komputerze poczciwego „talerzowca”. Najczęściej stosowany dziś „tandem” to niewielki dysk SSD, na którym trzymamy system, oraz HDD jako magazyn danych. Jeszcze 3-4 lata temu, koszt 60GB dysku SSD wynosił jakieś 500-600zł. Dziś cena ta zmalała do niecałych 170zł za 60GB nośnik.
Jeśli chcemy cieszyć się komputerem startującym w kilkanaście sekund, i startem praktycznie każdego programu (przeglądarki internetowej, odtwarzacza filmów, przeglądarki zdjęć, etc.) praktycznie „instant” - zaopatrzmy się w dysk SSD. W tym miejscu musimy zderzyć się z rzeczywistością: nawet topowy procesor po podkręceniu nie zapewni nam takiego komfortu codziennego użytkowania komputera, jak dysk SSD nawet ze średniej półki. Bardzo często owych „gigaherzów mocy” naszego sprzętu nie będziemy w stanie odczuć poza grami – póki nie przesiądziemy się na dysk SSD.
Mając do czynienia z bardzo wieloma komputerami, możemy nawet stwierdzić, że – poza oczywiście wymagającymi grami 3D, komfort użytkowania systemu Windows jest identyczny, gdy „pod maską” komputera znajduje się kilkuletni procesor i3 pierwszej generacji i podkręcony do 4,7ghz i7 4790k. Sytuacja zupełnie zmienia się, gdy użytkowany przez nas system zainstalowany jest na „esesdeku”. Jesteśmy absolutnie pewni jednego – opierając się na własnym doświadczeniu: osoba, która choć jeden dzień pracowałaby na SSD, każdą konfigurację komputera opartą na tradycyjnym „talerzowcu” uznałaby za niezdatną do użytku, lub – przynajmniej – irytująco powolną.
A gdzie oszczędzać?
Na czym jednak można zaoszczędzić? Elementem, bez którego nasz komputer nie może działać, jest oczywiście także pamięć RAM. W tym przypadku – naszym zdaniem – spokojnie możesz skupić się tylko na jednym: potrzebnej ilości, mierzonej w gigabajtach. Wiele testów wykazało dotąd, iż różnice między prędkościami DDR3 1333mhz, 1600mhz oraz 1866mhz są praktycznie marginalne w codziennym użytkowaniu, a nawet w grach (wyjątek: poza jednostkami opartymi o APU od AMD, gdzie pamięć graficzna jest pobierana z RAM – w tym przypadku im szybsza pamięć, tym lepiej!). Kolorowe i „fikuśne” radiatory na pamięci RAM, którymi producenci często próbują przyciągnąć oko klienta – też niezbyt pomagają, a czasem działają wręcz odwrotnie – kumulując ciepło wydzielane przez moduły pamięci, zamiast je rozpraszać. Przykładem może być nasza redakcyjna jednostka oparta o DDR3 GoodRam Play 1600mhz. Po zdjęciu radiatorów z pamięci, kości były chłodniejsze, niż wtedy, gdy - teoretycznie – ciepło miało być oddawane na obecny na kości radiator. Dodatkowo – wysokie radiatory mogą nie pozwalać na instalację większych chłodzeń procesora, tak jak to widać na niniejszym zdjęciu:
Jeśli w przedstawionej na zdjęciu konfiguracji zastosowano by pamięci RAM z wysokim radiatorem, zainstalowanie chłodzenia Thermalright Silver Arrow, jak i wielu innych modeli – nawet sporo tańszych i mniejszych, nie byłoby możliwe.
… a to jeszcze nie koniec
W tej części porad dotyczących komponowania zestawów komputerowych celowo pomijamy aspekt peryferiów komputerowych – od monitorów, przez klawiatury, słuchawki i myszki, którymi zajmiemy się w następnej kolejności.
Podsumowując zaś wszystko co powyżej: przy zakupie komputera pamiętajmy, że składając go samemu, bądź prosząc o to specjalistę, czy sprzedawcę w dobrym sklepie czy firmie, mamy pewność, że zakupiony przez nas sprzęt jest dopasowany do naszych potrzeb i przeznaczenia, jakie chcemy mu nadać. Ogólna „masowa” filozofia gotowych rozwiązań (czyt. gotowych komputerów z marketu i portali aukcyjnych) sprowadza się do niepotrzebnych kompromisów, których nie musimy przyjmować, jeśli sprzęt komponujemy samodzielnie.
Przy doborze części nie możemy jednak posuwać się do tego samego, co proponują nam właśnie producenci gotowych zestawów, czyli – przykładowo – wydajność, bądź ergonomia jednego komponentu, kosztem jakości innych. Dysponując określonym budżetem starajmy się go dokładnie rozdysponować pomiędzy każdy element naszego zestawu. Pamiętajmy, że każdy moment poświęcony na to właśnie „komponowanie” to po pierwsze kilka złotych w naszej kieszeni, jak i dłuższy okres życia naszego sprzętu, który – z pewnością – odpłaci się nam za nasze zaangażowanie wyższą kulturą pracy i komfortem użytkowania.