Skąd wiemy, że odejście do lamusa programów antywirusowych to „najprawdziwsza prawda”?
Trudno w to nie wierzyć, jeśli mówi o tym sam Brian Dye, przedstawiciel firmy Symantec, która stworzyła jeden z najbardziej znanych systemów antywirusowych: Norton. Dye twierdzi, że w związku z odejściem „szemranych programistów” od klasycznych metod ogólnie pojętej szkodliwej cyberdziałalności ich firma przestawić się musi na poszerzenie swej oferty ochrony danych dla firm, gdyż biznes oparty na sprzedaży oprogramowania antywirusowego dla klientów indywidualnych staje się coraz mniej opłacalny.
A dokładniej? Naszym zdaniem największa ilość szkodliwego oprogramowania na naszych komputerach znajduje się – jak wspomnieliśmy – za naszym czynnym przyzwoleniem. W sieci nie brak stron internetowych oferujących „wspaniałe okazje i konkursy”, będące przykrywką do wyłudzania od nas danych osobowych, czy hostujących powszechnie dostępne wolne oprogramowanie, które z konkretnej strony pobieramy wraz z tak zwanymi toolbarami czy add-onami do przeglądarek, śledzących nasz ruch sieciowy i preparujących odpowiedni do naszego „profilu” spam do naszych skrzynek mailowych.
Praktycznie zawsze zgadzamy się na taki stan sami, bez namysłu akceptując wewnątrzserwisowe regulaminy, których nigdy nie czytamy, lecz „dla świętego spokoju” klikamy „dalej” lub „ok”, pozwalając, by nasz komputer stał się częścią botnetu – czyli tysięcy zdalnie sterowanych komputerów „zombie” używanych przez cyberprzestępców do rozsyłania niezliczonej ilości spamu i innych nielegalnych praktyk. Gdy sami pozwalamy takim programom zainstalować się na naszych maszynach – nie pomoże żaden antywirus…
Nowoczesne systemy operacyjne – Windows 7 oraz 8.1 – posiadają całkiem skuteczne zapory systemowe, potrafiące „wyłapywać” szkodliwy software równie skutecznie, bądź nawet lepiej, niż większość darmowych wersji programów antywirusowych.
Rada od nas: oprogramowanie antywirusowe najczęściej odczuwalnie przyczynia się do spowalniania pracy naszego systemu operacyjnego, opóźniając zarówno jego rozruch, jak i (często) wiele operacji dyskowych. Zamiast „zrzucać odpowiedzialność” za bezmyślne klikanie „okejek” podczas instalacji oprogramowania na nieskuteczne programy, dajmy naszemu systemowi odetchnąć: nie pomyśli on za nas, za to może odwdzięczyć się lepszą kulturą pracy.